Facebook Recbot LinkedIn Recbot

Sztuczni Inteligenci: Proces

W swoim życiu robiłem wiele rzeczy, które mogły mnie zaprowadzić do sali sądowej. Nigdy jednak przez myśl mi nie przeszło, że znajdę się w niej przez literaturę. Co więcej, nie myślałem, że zasiądę na ławie oskarżonych przez powieść, którą z przyczyn częściowo ambicjonalnych, a częściowo w ramach znalezienia upustu dla weny twórczej napisałem niemal dekadę wcześniej.

Niestety, tak właśnie było. Siedziałem na twardym krześle, obok trzech innych mężczyzn, mając nie do końca potwierdzone wrażenie, że pasuję do otaczającej mnie scenerii jak kwiatek do kożucha. Cóż bowiem robi pisarz razem z grupą nie do końca może ogarniętych, ale z pewnością niebezpiecznych członków przestępczego półświatka?

Pierwszy z oskarżonych, siedzący z lewej stronie dwudziestoparoletni mężczyzna nazywany był przez kolegów Szpeniem. Wysoki na ponad dwa metry, potężny, o malutkich, świńskich oczkach, nalanej twarzy i łysej czaszce pokrytej kolorowymi tatuażami z postaciami z kreskówek Disneya zabijaka wpatrywał się tępo w odrapaną ścianę tuż nad miejscem oskarżyciela. Obok niego na skraju siedziska przycupnął sztywno Złotówa, były taksówkarz po czterdziestce o rzadkiej, wiecznie spoconej czuprynie czarno-srebrnych włosów. Z braku zajęcia, które zabrały wszystkim członkom jego profesji pojazdy autonomiczne, najmował się do kursów, o których zobowiązywał się zapomnieć w momencie trzaśnięcia drzwiami przez opuszczającego jego leciwego forda pasażera. Trzeci, brodaty trzydziestolatek o bujnej, ciemnej czuprynie i rozbieganych oczach, zwany był przez resztę Trutniem. W areszcie, gdzie miałem wątpliwą przyjemność zapoznania tego szacownego grona dowiedziałem się, że nazywają go tak, bo dużo czyta. Uznałem, że nie ma większego sensu tłumaczyć tej ponurej gromadce różnice pomiędzy molem książkowym a samcem pszczoły miodnej – zwłaszcza, że szybko okazało się, że ów pozujący na intelektualistę dżentelmen skaził się przeczytaniem w całości tylko jednej pozycji literackiej w swoim życiu. Na moje nieszczęście, była to powieść kryminalna mojego autorstwa.

I wreszcie ja, sześćdziesięciosiedmioletni siwy mężczyzna o twarzy obficie porytej zmarszczkami, obserwujący otoczenie zza grubych, okrągłych szkieł w rogowych oprawkach. Wychudła twarz i wiszący niemal jak na wieszaku drelich więzienny dopełniał mojego cokolwiek rozpaczliwego wizerunku.

– Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów? – zamyślenie przerwał skrzekliwy głos dobiegający z okolicy podwyższenia, na którym stało masywny stół sędziowski.

Dopiero w tym momencie skonstatowałem, że ubrana w sędziowską togę słabo maskującą znaczną otyłość kobieta o burzy czarnych, splątanych włosów spryskanych ilością lakieru wystarczającą na utworzenie poduszki chroniącej czaszkę przed uderzeniami tępych narzędzi, mówiła do mnie.

– Nie, wysoki sądzie, nie przyznaję się – odparłem.

Kobieta mruknęła coś pod nosem, po czym zaczęła łomotać długimi, krwistoczerwonymi paznokciami w klawiaturę. Jej wykrzywiona twarz pokryta była taką warstwą makijażu, że wieczorami najprawdopodobniej nie tyle go zmywała, co zdejmowała i kładła na toaletce, aby następnego dnia móc przywdziać maskę ponownie. Wyraz dezaprobaty, powodujący gdzieniegdzie mikropęknięcia w warstwie specyfików nałożonych na twarz jednoznacznie sugerował, co myśli o moim wniosku dotyczącym rezygnacji ze skorzystania z pomocy adwokata AI. Moi domniemani wspólnicy nie byli tak butni i ochoczo przyjęli pomoc ze strony przydzielonych im z urzędu modeli sztucznej inteligencji, które zresztą zgodnie zasugerowały aresztantom przyznanie się do winy.

Ja jednak przez ponad pół wieku mojego świadomego życia miałem okazję obserwować większość ścieżki rozwoju tych powszechnych teraz wynalazków, których odpowiedzi zaczęły niecałe pięć lat temu być uznawane za główne, a przede wszystkim nieomylne źródło prawdy przez coraz bardziej leniwe społeczeństwo. Początkowo z zainteresowaniem, które szybko ustąpiło miejsca zaniepokojeniu obserwowałem, jak rozwijająca się w szalonym tempie technologia budowała milionerów czy też tworzyła z osób takich, jak siedzący niedaleko Złotówa czy Truteń ekspertów dziedzin wszelakich, głównie w obszarach, z którymi nie mieli nigdy wcześniej do czynienia. Szpenia jakoś nie mogłem sobie wyobrazić jako eksperta nawet na Tik-Toku.

Pojawienie się zaawansowanych botów konwersacyjnych, „nakarmionych” milionami danych i informacji, określone zostało przez ich użytkowników prawdziwym przełomem. Dumnie zwane sztuczną inteligencją modele w rzeczywistości jedyne, co potrafiły, to tworzyć sensownie brzmiące frazy, bazujące na niezweryfikowanych źródłach danych i niejednokrotnie w sposób bardziej lub mniej losowy składające te informacje w wiarygodnie brzmiące zdania czy wypowiedzi. Dopóki nowinki te służyły wyłącznie zabawie i nie były traktowane poważnie przez ich użytkowników, stanowiły rozrywkę dla mas, dzielących się na portalach społecznościowych co bardziej spektakularnymi sukcesami lub wpadkami, nie widziałem w tym nic zdrożnego.

Problem zaczął się, gdy leniwi przedstawiciele gatunku homo sapiens zaczęli używać zaawansowanych, nadal jednak zabawek do rozwiązywania swoich jak najbardziej realnych problemów. Botom zaczęto zadawać pytania, odpowiedzi na które były albo bardzo trudne, albo wręcz nieweryfikowalne innymi metodami. Pytający, z których najlepsi zyskali nawet miano „prompterów” ufali przekazywanej „wiedzy” kompletnie ignorując fakt, że nawet twórcy modeli otwarcie przyznawali, że nie są w stanie w pełni wyjaśnić sposobu działania tych niemal magicznych programów komputerowych. Chatboty zaczęły być wykorzystywane do autonomicznego tworzenia artykułów prasowych, książek, grafiki, muzyki czy filmu, a wszystko ku uciesze gawiedzi nie zauważającej, że wszystko, co zostało wyplute przez komputer jest tak naprawdę jedynie odtwórczą mieszanką artefaktów użytych w fazie uczenia. Mieszanką, której skład jest całkowicie nieprzewidywalny, a często również niezgodny z tym, co można byłoby uzyskać bardziej tradycyjnymi, ale dzięki temu sprawdzonymi i wiarygodnymi metodami. W świetle wygody, którą dawała możliwość zadania pytania i otrzymania w kilka sekund odpowiedzi kwestia jej poprawności schodziła na dalszy plan.

Społeczeństwo nawet się nie obejrzało, a modele konwersacyjne rozpleniły się dookoła niczym chwasty, przejmując w swoją władzę większość otaczającego ludzi środowiska. Można było je spotkać w sklepie, u fryzjera, w restauracji, jak i tam, gdzie się znajdowałem – w sądzie.

Sędzina właśnie zakończyła solówkę perkusyjną na rozklekotanej klawiaturze, po czym zwróciła swój wzrok z powrotem na mnie oraz moich towarzyszy. Miałem wrażenie jakby zmrużyła oczy, choć pewności mieć nie mogłem – same źrenice były bowiem skrzętnie osłonięte bujnymi krzakami przedłużonych, czarnych niczym smoła rzęs. Niewielkie monitory stojące obok każdego z oskarżonych świeciły na zielono. Kobieta wymieniła z imienia i nazwiska trzech wspólników, obwieszczając następnie łączące ich zarzuty czynnej napaści na aptekę, pobicia aptekarza oraz kradzieży znacznej ilości leków antykoncepcyjnych z zamiarem ich nielegalnego wprowadzenia na czarny rynek. Zielony kolor na monitorach sztucznych adwokatów oznaczał przyznanie się do winy i chęć dobrowolnego poddania się karze.

Wzrok przewodniczącej składu sędziowskiego składającego się z niej samej oraz dwóch, przygotowanych przez niezależne od siebie firmy systemów sztucznej inteligencji spoczął na moim monitorze. Widząc ciemny ekran kobieta westchnęła ciężko jakby znowu przypomniała sobie, że będzie musiała z mojego powodu przeprowadzić całą rozprawę. Podejrzewam, ze już wtedy za punkt honoru przyjęła sobie, aby zakończyć sprawę jak najszybciej.

– Czwarty z oskarżonych – zaczęła znowu swoim nieprzyjemnym głosem – nie przyznaje się do zarzutu pomocnictwa w czynie zabronionym.

Kobieta zawiesiła głos, łudząc się nadzieją, że w przypływie rozsądku mimo wszystko zgodzę się postawionymi mi zarzutami. Nie zamierzałem akurat w tym momencie być rozsądnym. Sędzina skwitowała mój brak reakcji głośnym, ostentacyjnym westchnieniem i kontynuowała:

– Czy oskarżenie może przybliżyć okoliczności popełnienia czynu zabronionego?

Tym razem przez salę przetoczyła się klawiszowa uwertura asystentki modelu sztucznej inteligencji będącego stroną oskarżającą. Młoda dziewczyna co prawda traktowała narzędzie wprowadzania zdecydowanie łagodniej niż sędzina, rozklekotane klawisze i tak jednak robiły sporo hałasu, zwłaszcza w wysokim, niemal pozbawionym mebli pomieszczeniu.

W momencie, gdy wszedłem na salę rozpraw, uderzyło mnie, że obsługa systemów informatycznych odbywała się manualnie, za pomocą mających już swoje lata świetności za sobą klawiatur komputerowych. Szybko skonstatowałem, że powód takiego stanu rzeczy był bardzo prosty. Jakieś pięć lat temu ministerstwo sprawiedliwości ogłosiło przetarg na urządzenia wprowadzania danych, który wygrała zaledwie kilka dni wcześniej założona niewielka firma z siedzibą w dzielnicy nie do końca uznawanej za biznesową, jak i zdecydowanie nie prestiżową. Specyfikacja warunków zamówienia była tak skonstruowana, aby zamiast kierunkowych mikrofonów najwyższej jakości wymagania spełniały również zalegające w magazynie jednej z korporacji, nieużywane już od kilku lat klawiatury z głośnymi, mechanicznymi przełącznikami, pamiętające z pewnością jeszcze dyskietki pięć i jedna czwarta cala. Te artefakty, które dostawca przyjął od firmy inkasując sowitą opłatę za utylizację, zostały dostarczone do sądów jak i posterunków policji, gdzie z kolei musiały „odsłużyć swoje”, zanim będzie możliwe ogłoszenie następnego przetargu. W którym pewnie wygra ponownie ten sam dostawca, legitymizując się tym razem może nie najniższą ceną, ale z pewnością rzetelnym doświadczeniem w tego rodzaju przedsięwzięciach.

Po chwili asystentka tryumfalnie obwieściła zakończenie wprowadzania danych zmasakrowaniem klawisza ENTER. Na monitorze zaczęły się pojawiać kolejne linie tekstu czytane przez dźwięczny, aczkolwiek bezosobowy głos syntezatora mowy:

– Dziewięć lat, trzy miesiące i czternaście dni temu oskarżony wprowadził do powszechnego obiegu opracowanie tekstowe pod tytułem „Przekręt”. W utworze tym, na stronach od sto czterdziestej piątej, do sto dziewięćdziesiątej trzeciej oraz później od strony trzysta dwunastej do trzysta osiemdziesiątej pierwszej opisany został sposób popełnienia czynu zabronionego, którego pozostali oskarżeni dopuścili się bądź mieli zamiar się dopuścić trzy tygodnie temu. Przeprowadzona analiza wskazuje na to, że zgodność opisanego przez oskarżonego planu wynosi osiemdziesiąt dwa procent względem czynów popełnionych przez oskarżonych, a przygotowania poczynione przez oskarżonych charakteryzują się zgodnością na poziomie siedemdziesięciu ośmiu procent względem przygotowanego przez oskarżonego planu. Prokuratora, po przeprowadzeniu czynności śledczych zarzuca oskarżonemu, że przygotował on plan popełnienia czynu zabronionego, który został częściowo wprowadzony w życie przez wspólników oskarżonego.

Znałem te liczby, toteż tym razem niemal spokojnie przysłuchiwałem się czytanym danym. Trzy dni temu, niedługo po tym, jak o szóstej nad ranem do moich drzwi taranem zapukała grupa mężczyzn w kominiarkach i pełnym rynsztunku bojowym, po raz pierwszy zapoznano mnie z zarzutami. Pierwszą reakcją był szaleńczy śmiech. Z niewiadomych do tej pory przyczyn nikt nie podzielił mojej wesołości, toteż przeczytałem tekst ponownie. I jeszcze raz. A potem jeszcze dwa razy, cały czas starając się znaleźć choć krztynę sensu w tym, co wyświetlał ekran. Bezskutecznie. Moi nieproszeni goście nie uznali jednak tego za fakt godny uwagi.

Niedługo potem, przebrany stosownie do okazji w ciemnoszary kombinezon więzienny poznałem tajemną drogę do celi aresztu śledczego. Będąc prowadzonym korytarzami wyglądającymi niczym lochy z filmu fantasy zastanawiałem się, po co pomieszczenia aresztantów w ogóle mają drzwi – znalezienie wyjścia bez nici Ariadny w tym labiryncie i tak nie byłoby raczej możliwe. Te rozmyślania jednak pozostawiłem dla siebie, tym bardziej, że towarzyszący mi strażnicy najprawdopodobniej mieli mapy w głowach, gdyż po zaledwie dziesięciominutowym marszu miałem wreszcie zaszczyt poznać moich domniemanych wspólników. Szpenio i Złotówa w milczeniu przyglądali mi się spode łba, jak przypuszczałem winiąc mnie za porażkę ich wzorowanego na mojej twórczości przedsięwzięcia. Truteń jednak natychmiast do mnie dopadł i zaczął się kłaniać, jakby zobaczył co najmniej Lady Gagę na rozdaniu nagród. Ewentualnie głównego lokatora Watykanu – choć na szczęście obyło się bez całowania dłoni.

 

– Witaj Mistrzu, jak ja, kurna, chciał cię poznać! Jesteś, kurna, relwe… rewla… no po prostu zajebisty! Jak ty żeś to wykompacypował! Szacuneczek normalnie… – mężczyzna rozejrzał się po celi, po czym jego wzrok padł na siedzącego na środku taksówkarza – Złotówa, zawijaj tyłek ze stołka, miejsce na Mistrzunia!

Zawodowy kierowca mruknął coś pod nosem, ale pod wzrokiem górującego nad wszystkimi Szpenia podniósł się i przeszedł pod zakratowane okno, gdzie oparł się o ścianę i zaczął kontemplować zbierające się nad miastem granatowe chmury.

Truteń ręką zgarnął z siedziska niewidoczny pyłek, po czym tryumfalnym gestem zaprosił mnie na stołek. Co miałem zrobić, usiadłem i wytężyłem umysł, aby po przefiltrowaniu słów przestankowych zrozumieć przekaz, którym gadający jak katarynka mój domniemany wspólnik chciał mnie uraczyć.

– Czy oskarżony ma coś do powiedzenia? – skrzek z podwyższenia wyrwał mnie z zadumy.

Wstałem, obciągnąłem więzienny kombinezon, jakby miało to spowodować, że będę wyglądał nieco dostojniej, po czym obdarzyłem kobietę najbardziej uprzejmym spojrzeniem, na jakie było mnie stać.

– Tak jest, wysoki sądzie. Chciałem zdecydowanie zaprzeczyć, aby moja powieść pod tytułem „Przekręt” była…

Ćwiczyłem tę przemowę w głowie ostatnie dwa dni. Nie dane mi było jednak jej dokończyć.

– Oświadczenie oskarżonego zostało załadowane do systemu oceny sądowej i analiza jego treści wykazuje, że w… – tutaj kobieta przerwała na chwilę spoglądając zmrużonymi oczami na monitor – …dziewięćdziesięciu jeden procentach nie ma ono związku ze sprawą. Czy oskarżony zaprzecza, aby napisał opracowanie, które opatrzył tytułem „Przekręt”?

– Nie wysoki sądzie, ale…

– Czy w opracowaniu na rzeczonych stronach znajduje się opis czynów zabronionych popełnionych przez pozostałych oskarżonych?

– Tak, wysoki sądzie, ale proszę…

– No to chyba nie ma co tutaj deliberować dalej. Oskarżony jest winny zarzucanego mu czynu zaplanowania przestępstwa, który to plan został następnie wcielony w życie przez pozostałych znajdujących się na sali oskarżonych.

Kobieta z tryumfem na twarzy podniosła młotek, aby tym samym przypieczętować mój los. Ja byłem jednak szybszy:

– Wysoki sądzie, za pozwoleniem!

Młotek zawisł w górze, a sędzina, przekręciwszy lekko głowę spojrzała na mnie z mieszaniną pogardy i zniecierpliwienia. Opuściła powoli młotek, po czym łaskawym skinieniem głowy udzieliła mi głosu.

– Owszem, w mojej powieści „Przekręt” znajduje się opis podobnego czynu, jaki oskarżeni popełnili. Jednakże chciałbym zaznaczyć, że ten utwór literacki ma charakter czysto rozrywkowy i nie stanowi nawet zrębów dla rzeczywistych planów przestępstwa mającego być popełnionym przez kogokolwiek.

Zresztą, jakby opisany plan był dobry, pewnie ani ja, ani trzej moim domniemani wspólnicy nie siedzielibyśmy tutaj – dodałem już w myślach. Zamiast tego jednak udałem, że muszę wziąć oddech, widząc jednak, że gruba dłoń sędziny ponownie sięga po młotek zebrałem się w sobie i kontynuowałem:

– W historii literatury znajdziemy niezliczone przypadki opisów przestępstw czy czynów powszechnie uznawanych za niegodne. Niektóre z nich stanowiły retrospekcje czynów z przeszłości, wiele jednak niejednokrotnie miało późniejsze odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nie można przecież postawić przed sądem wszystkich autorów, których wyobraźnia została wykorzystana do niecnych celów przez osoby takie, jak siedzący tutaj obok.

Wskazałem pogardliwie dłonią na wpatrujących się we mnie Szpenia, Złotówę i Trutnia. Kątem oka dojrzałem, że na twarzach dwóch pierwszych widać było niemal czystą nienawiść. Inteligent patrzył na mnie z mieszaniną gniewu i smutku. No cóż, to by było na tyle jeśli chodzi o przyszłość tej dobrze zapowiadającej się przyjaźni…

– Do jakich konkretnie pozycji oskarżony się odnosi? – flegmatycznie zapytała sędzina.

– Weźmy chociażby Arthura Conana Doyle’a i jego serię o przygodach Sherlocka Holmesa, gdzie opisywane przestępstwa są bardzo dokładnie zaplanowane i zobrazowane. Precyzja opisów w tym przypadku swobodnie mogłaby stanowić podstawę, jeśli nawet nie kompletny plan dla przestępstwa dokonywanego w świecie realnym.

– Oskarżenie? – kobieta zwróciła się do stanowiska z monitorem, przy którym asystent właśnie kończył wprowadzanie moich ostatnich słów.

– Przytoczony przez oskarżonego autor oraz opracowane przez niego pozycje nie podlegają ściganiu z uwagi na przedawnienie. Ponadto opisywane wzorce zachowań przestępczych zostały wykorzystane przy szkoleniu modeli organów ścigania, toteż owe służby są w stanie efektywnie zapobiegać popełnianiu opisywanych czynów zabronionych. Co innego w przypadku opisu przestępstw w stworzonym przez oskarżonego opracowaniu. Tutaj mamy do czynienia z unikatowym planem działania, co zwiększa szkody społeczne utworu stworzonego przez oskarżonego. Oskarżony, będąc twórcą, powinien cechować się odpowiedzialnością za publikowane przez niego dzieła i aktywnie zapobiegać przekazywaniu społeczności treści, które mogą je sprowadzić na złą drogę. Wnioskowana kara ośmiu lat pozbawienia wolności wynika właśnie ze szkodliwości społecznej popełnionego czynu i ma skutecznie odstraszać naśladowców oskarżonego od podobnych zachowań godzących w ogólnie przyjęte zasady wzajemnego pożycia.

Powinienem chyba czuć dumę, że moja intryga została zakwalifikowana jako unikatowa. W sytuacji, w której się znalazłem samozadowolenie z tego faktu było jednak cokolwiek utrudnione. Zamiast tego w głowie mi się zakręciło. Musiałem oprzeć się o blat, aby utrzymać równowagę. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, jednak sędzina była szybsza.

– Argumentacja przedstawiona przez oskarżenie jest dla mnie, jak i dla składu sędziowskiego… – tutaj wskazała na monitory stojące po obydwu jej stronach – …jak najbardziej słuszna i logiczna.

Patrzyłem na kobietę z nadal otwartymi ustami. Nie mogłem wykrztusić ani słowa. Z oszołomienia wyrwał mnie dopiero trzask młotka opadającego na drewnianą podstawkę. Jak przez mgłę zobaczyłem, że kilka płatków pudru oderwało się od twarzy kobiety i wolno spłynęło na blat stojącego przed nią biurka. Swoją drogę ciekawe, na jakie szczegóły człowiek zwraca uwagę w takiej chwili…

– Ogłaszam wyrok! – uroczyście zaczęła kobieta – Skład sędziowski jednogłośnie uznaje oskarżonego winnym zarzucanych mu czynów i skazuje na karę ośmiu lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po latach czterech!

Osiem lat? W więzieniu? Za napisanie powieści kryminalnej? Wewnątrz głowy krzyczałem, przez gardło jednak nie wydostawał się nawet najcichszy dźwięk…

– Pozostałym oskarżonym wymierzam karę czterech lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po latach dwóch!

Zaraz, zaraz… To się nie dzieje naprawdę… Popełnienie przestępstwa ukarane czterema latami, a opisanie go w książce ośmioma?

– To… Przecież… – zacząłem dukać, łapiąc gwałtownie powietrze.

Poczułem jak kropelki zimnego potu wystąpiły mi na skronie.

– Oskarżony, proszę o ciszę! Zasądzony wobec oskarżonego wyrok uwzględnia fakt, że czyny zabronione zostały nie tylko dokładnie zaplanowane i opisane, ale przede wszystkim upublicznione…

Czułem, jak fala gorąca zalewa mi całe ciało. Adrenalina pulsowała w skroniach, wypełniała kolejne zakamarki ciała, aby wreszcie pozwolić mi się wyprostować nawet pomimo ciężkiej dłoni strażnika próbującej bezskutecznie posadzić mnie na krześle.

– Przecież cały czas powstają nowe opowieści! Chcecie wsadzać wszystkich, którzy je piszą? – chciałem powiedzieć, jednak niejako wbrew sobie krzyczałem.

Sędzina zawiesiła głos i wbiła wzrok we mnie.

– Kryminały, jakie powstają – zaczęła tonem takim, jakby mówiła o czymś najbardziej odrażającym na świecie – tworzone są przez specjalnie do tego zbudowane systemy sztucznej inteligencji. Opierają się one milionach opracowań, za pomocą których były szkolone. Dzięki temu, jeśli nawet opisują one przestępstwa, ich scenariusze są wtórne, a przez to łatwe do przeciwdziałania przez odpowiednie organy. Jako takie nie stanowią zagrożenia dla społeczeństwa, nadal jednak dostarczając rozrywki tak pożądanej przez prawych obywateli.

Kobieta zrobiła krótką pauzę, a następnie zmieniła ton na pouczający:

– To właśnie nazywamy odpowiedzialnością społeczną twórcy, szanowny panie.

– A co z książkami kryminalnymi pisanymi przez ludzi? Przecież to nie jest zabronione!

– Nie, ale niekoniecznie rozsądne… – uśmiech, jaki pojawił się na ustach kobiety nie był ani trochę przyjemny – Ale z nimi również się rozliczymy, proszę się nie obawiać. Prawo i sprawiedliwość w tym kraju ma się naprawdę bardzo dobrze.

– To… Co według was mają tworzyć pisarze? Książki dla dzieci? – wydukałem.

– W przypadku edukacji młodzieży wymagana jest również duża doza odpowiedzialności, o którą niestety tak zwanych twórców nie podejrzewam.

Albo mi się wydawało, albo na twarzy sędziny zagościł lekki wyraz rozmarzenia.

– Co innego erotyki czy romanse… Coś, co nie tylko przyniesie ludziom rozrywkę, ale również, jeśli nie przede wszystkim, przysłuży się społeczeństwu… Dzietność oraz rodzina to przecież podstawa funkcjonowania kraju… A wy, jako odpowiedzialni grafomani powinniście wspierać rozwój społeczeństwa, budując jednocześnie świetlaną przyszłość dla nas wszystkich.

Opadłem na krzesło i spuściłem oczy wbijając wzrok w podłogę. Siła, jaką jeszcze przed chwilę poczułem opuściła mnie tak samo nagle, jak się pojawiła. Głos sędziny, która powróciła do odczytywania uzasadnienia wyroku dobiegał do mnie jakby z daleka. Przez chwilę mój umysł próbował bronić się przed nadchidzącą depresją w jedyny sposób, w jaki potrafił – ironicznie przywołując na myśl perspektywę spędzenia następnych lat na odkrywaniu arkanów sztuki miłosnej w więzieniu, co mogłoby stanowić nieocenioną pomoc przy następnej powieści erotycznej, jaką stworzę, jednak był to trud próżny. Odpływałem w ciemność, w której znikło jakiekolwiek światełko nadziei. Dopiero jak kobieta zawiesiła głos, spojrzałem z powrotem w stronę katedry sędziowskiej.

– Można wyprowadzić oskarżonych… – zaczęła sędzina, jednak ułamek sekundy później gestem ręki zatrzymała strażnika, który już się schylał, aby mnie podnieść z niewygodnego krzesła.

Kobieta pośliniła palec i przerzuciła kilka dokumentów na biurku. Bezgłośnie poruszając ustami przeczytała coś na jednej z teczek, po czym spojrzała na mnie ponownie z tym nieprzyjemnym uśmiechem.

– A my się chyba jeszcze nie żegnamy? – jej głos w moim umyśle brzmiał niemal jak syk węża – Widzę, że za dwie godziny mamy sprawę związaną z opracowaniem „Zabójstwo doskonałe”. Do zobaczenia zatem.

Kobieta rozparła się wygodnie na krześle, obserwując z drwiącym uśmieszkiem jak strażnik podnosi mnie za ramiona, zakuwa dłonie w kajdanki a następnie popycha w kierunku drzwi prowadzących na korytarz.

Autor: Wojciech Zieliński
Ekspert IT z ponad 25-letnim doświadczeniem
Link do profilu Wojtka https://www.linkedin.com/in/wzielinski/

Autor książek „Kontroler” i „Banita”

       

Zobacz profil pracodawcy
Tagi

Wyślij Uwagi

*Ocena treści pod kątem Seniority
Junior Mid Senior Expert
Oceń post przed wysłaniem komentarza

Twój komentarz:

To pole jest wymagane. (min. 3 znaki)
To pole jest wymagane

*- konieczne do uzupełnienia

Dziękujemy za wysłanie komentarza!

Oferty pracy

Mid Data / AI Engineer

Nest Bank

  • remote
  • Umowa o pracę, Kontrakt B2B
  • 15000 - 22000 PLN (net)
  • 983
  • 1 miesiąc

Prompt Engineer

Recbold

  • remote
  • Kontrakt B2B
  • 12000 - 17600 PLN (net)
  • 762
  • 2 miesiące

ML Ops Engineer

Hirexa

  • Kraków
  • Umowa o pracę
  • Nieokreślone
  • 10
  • 4 dni

NEW

Senior Azure Cloud Engineer

Recbold

  • Kraków
  • Umowa o pracę
  • Nieokreślone
  • 6
  • 5 dni

NEW

Data Scientist / AI Engineer

Hirexa

  • remote
  • Umowa o pracę
  • Nieokreślone
  • 21
  • 4 tygodnie
future processing

Senior Machine Learning Engineer

Future Processing

  • remote
  • Kontrakt B2B
  • 18000 - 27000 PLN (net)
  • 38
  • 1 miesiąc

Machine Learning Software Engineer

Recbold

  • Warszawa
  • Umowa o pracę
  • Nieokreślone
  • 742
  • 2 miesiące